Wiosna nadeszła, co prawda na razie kalendarzowa, a po wiośnie nadejdzie lato. Podejrzewam, że zanim się obejrzę z nieba zacznie lać się żar. Mimo wszystko nie mogę się już tego doczekać.
Ponieważ nadszedł już najwyższy czas na podjęcie decyzji co do sposobu spędzenia wakacji, postanowiliśmy, że tym razem jedziemy na Mazury. Do tej pory zawsze jeździliśmy nad morze, ale dzieci już są starsze, więc spokojnie dadzą radę wytrzymać tę dość długą podróż.
Nigdy nie należałam do osób, które załatwianie ważnych rzeczy zostawiają na ostatnią chwilę. Zawsze byłam zorganizowana, nawet w kwestii wyboru wakacji, czy miejsca, w którym będziemy mieszkać.
Pamiętam, jak zimą jechaliśmy na ferie. Kurcze, wtedy nie pomyślałam, że będzie nam tak trudno zapakować się ze wszystkimi pakunkami, do tego jeszcze narty. To był nasz pierwszy raz na nartach, nie miałam doświadczenia, więc może dlatego wyszło jak wyszło. W każdym razie postanowiłam, że skoro nie mieścimy się w naszym kombiaku z walizkami trzeba pomyśleć o jakiejś alternatywie. Wybór bagażnika to wbrew pozorom nie taka prosta sprawa. Parametry parametrami, ale dla mnie jako kobiety ważny był też wygląd. Nie chciałam żeby bagażnik wyglądał jak trumna na dachu. Miał być pakowny i ładny. Uwierzcie, że przejrzałam chyba cały internet, zasięgnęłam opinii chyba wszystkich moich znajomych. W końcu dokonałam wyboru. Padło na bagażnik firmy thule. Muszę się Wam przyznać, że od początku obstawiałam na te bagażniki, ale w zasadzie w ogóle nie miałam wiedzy na temat producentów. Dopiero kiedy kilkoro z moich bliskich znajomych poleciło mi ten bagażnik wiedziałam, że jednak pierwsza moja myśl jak zwykle była trafna. Okazało się też, że bardzo łatwo jest go zamontować i zdemontować. Niektórym może wydawać się, że te bagażniki nie są duże, jednak uwierzcie , mam wrażenie, że pomieści wszystko co będę chciała zabrać a bagażnik w aucie pozostanie pusty. Prawdą jest, że to jak spisuje się w rzeczywistości będę mogła ocenić dopiero kiedy będziemy wyjeżdżać, ale już teraz widzę, że to fajny bagażnik.
Jak się okazało wybór bagaznika nie był tak trudny i moja intuicja pozostała nieomylna. Najlepiej chyba wyjdzie nam sprawdzenie go zimą kiedy będziemy jechać na ferie. Jednak latem też na pewno się przyda. Gdzieś w końcu trzeba będzie zapakować nie tylko ubrania, ale też wiaderka, łopatki, dmuchane ryby do pływania, koła ratunkowe i inne gadżety niezbędne maluchom podczas pobytu nad jeziorem. wiadomo, jak jedzie się z małymi dziećmi, jeszcze taki kawał to w zasadzie trzeba zabrać cały dom żeby czuć się komfortowo i wiedzieć, że niczego nie brakuje. Jest jeszcze jedna istotna kwestia. Mój mąż w końcu przestanie sterczeć nade mną kiedy wszystko pakuję i nie będzie marudził, że coś jest niepotrzebne albo, że się nie zmieści, bo wiem, że tym razem zmieści się wszystko.
Można powiedzieć, że do wakacji jesteśmy niemalże przygotowani. W każdym razie mamy wszystko co potrzebne, nawet zaklepany nocleg i chyba tym razem nic nas nie zaskoczy. Przeraża mnie tylko trochę ta podróż, bo mamy ponad 700 km, ale jakoś damy radę, bo jak nie my to kto?